czolgi
  Duchy i cienie tanków
 

Duchy i cienie tanków

Narodziny i pierwsze kroki z bliska bardzo bliska

 

Zaczęło się od Holta – I Wojna Światowa

Niewielu spośród dzisiejszych miłośników broni pancernej przeżywało marsze do frontu, rozpoznanie walką, koszmar natarcia, obronę i planowe wycofywanie, czyli tzw. odejście na z góry upatrzone pozycje. Niektórzy, tak jak ja mieli okazję przeżyć namiastkę tego na poligonach, ale to tylko namiastka. I dobrze… lepiej ćwiczyć na poligonach lub grać „na kompie” w gry strategiczne lub symulatory, niż przelewać własną i cudzą krew za rojenia polityków. Zachwycając się pięknem tkwiącym w pancernych kolosach nie myślimy realiach pola walki, o niszczonej przez czołgi „sile żywej i środkach ogniowych przeciwnika” ani o tym, co się dzieje w chwili, gdy ta „siła żywa i środki ogniowe przeciwnika” zamieniają czołgi we wraki i jakie są doznania załóg w momencie zniszczenia czołgu. A bywało różnie… inaczej w czasach I Wojny Światowej, inaczej w II Wojnie Światowej i jeszcze inaczej w czasach współczesnych, w tzw. wojnach lokalnych. W I W.Ś. na polach bitew królowała artyleria i karabiny maszynowe, więc fronty zastygły w wojnie pozycyjnej. Wojska odgrodzone od siebie zasiekami i księżycowym krajobrazem, ogniami zaporowymi artylerii i moździerzy oraz karabinów maszynowych nie miały szans na przejście do natarcia i przełamanie obrony przeciwnika.

[Rozmiar: 32725 bajtów]

Tak wyglądał „księżycowy” krajobraz frontu pod Verdun



[Rozmiar: 27852 bajtów]

„Księżycowy krajobraz” frontu pod Ypres 1917r


Jedynym remedium na zaistniałą sytuację wydawało się być zastosowanie ruchomych, opancerzonych nośników karabinów maszynowych i armat, które miały dać sobie radę w zrytym lejami przedpolu, zmiażdżyć swoim ciężarem zasieki, zniszczyć gniazda karabinów maszynowych, stanowiska ogniowe moździerzy, a następnie zniszczyć ogniem piechotę przeciwnika w kolejnych transzejach i tym samym umożliwić natarcie własnej piechocie. Z tych właśnie założeń wyniknęły projekty a następnie prototypy pierwszych opancerzonych i uzbrojonych pojazdów, nazwanych (przez Anglików) dla niepoznaki zbiornikami – czyli tankami. Tak to bywa w przyrodzie i w Historii (z szacunku i celowo pisane dużą literą), że „nic nie bierze się z niczego”. Cóż z tego, że boski Leonardo rysował projekty „okrętów lądowych”, że Cugnot rozwalił mur swoim samobieżnym działem napędzanym silnikiem parowym? Wszystkie te pomysły i wynalazki wyprzedzały epokę, w której się rodziły i nie mogły być zrealizowane z powodu braku zapotrzebowania oraz zaplecza technicznego i technologicznego. Inaczej się sprawa miała w 1915 roku. Istniały już pancerze wytrzymałe na ostrzał artyleryjski – pancerze okrętów wojennych, używano silników parowych, spalinowych i elektrycznych do napędu pojazdów, a nade wszystko istniał amerykański GĄSIENICOWY CIĄGNIK HOLTA stosowany w francuskiej i angielskiej artylerii. Ważne jest też to, że funkcjonował przemysł, któremu się opłacało produkować broń – a więc zarabiać na tym.

Ciągnik Holta

3. Dwu i półtonowy artyleryjski ciągnik Holta

W armii brytyjskiej pułkownik E.D.Swinton oraz kapitan T.G.Tullochem zaproponowali budowę i wykorzystanie w walce „pancernych niszczycieli karabinów maszynowych” na podwoziach gąsienicowych wzorowanych na ciągnikach Holta. Pierwszym prototypem angielskiego tanka był „Tritton Machine”, zwany też „Lincoln Machine” lub „Little Willie”, który przeszedł pomyślnie wszystkie próby terenowe (1915r.)

Little Wille

6. Angielski prototyp tanka „Little Willie”


Dane taktyczno-techniczne Little Willie
Długość kadłuba	8,07m
Szerokość	?m
Wysokość	3,09m
Masa	28t
Prędkość maks.	do 3,5 km/h
Zasięg	?do km
Uzbrojenie planowane	Armata 40mm
Uzbr. pomocnicze	?
Opancerzenie	do ?mm
Silnik	gaźnikowy 105KM,
Załoga	4 - 8 żołnierzy

Po przetestowaniu „Little Willie”, inż.W.Tritton wraz z por.A.Wilsonem opracował jeszcze jeden prototyp tanku nazywanego różnie: „Big Willie”, „Wilson Machine”, „Centipede” lub „Mother”, który był znacznie większy i cięższy, posiadał wrzecionowaty kadłub z obiegającymi go gąsienicami i uzbrojeniem montowanym w bocznych sponsonach. Prototyp ten znacznie bardziej nadawał się do eksploatacji i walki w księżycowym krajobrazie pól bitewnych Pierwszej Wojny Światowej niż „Little Willie” o krótkim układzie jezdnym i dlatego Ministerswo Wojny zamówiło właśnie te tanki, które nazwano Mark I. Wyprodukowano 150 egzemplarzy tych tanków w dwóch wersjach „męskiej” (male) z uzbrojeniem armatnim i kaemami, „żeńskiej” (female) z uzbrojeniem w kaemy.

Mark I

9. Prototyp tanku Mark I, dobrze widoczne uzbrojenie armatnie umieszczone w bocznych sponsonach oraz koła wspomagające skręt


Dane taktyczno-techniczne Mark I
Długość kadłuba	8,05m (9,91m z kołami)
Szerokość	4,11m
Wysokość	2,44m
Masa	28,4t
Prędkość maks.	do 6,3km/h
Zasięg	do 37km
Uzbrojenie główne	2 armaty 57mm
Uzbr. pomocnicze	4 km  7,92mm
Opancerzenie	do 12mm
Silnik	gaźnikowy 105KM,
Załoga	8 żołnierzy
Po pierwszym użyciu tanków Mark I w bitwie nad Sommą zdecydowano się na budowę dalszych zmodernizowanych 1100sztuk. Modernizacje w tankach Mark II (50 sztuk) i III (50 sztuk) polegały przede wszystkim na: pogrubieniu pancerza, zastosowaniu szerszych gąsienic i rezygnacji z kół wspomagających skręty. Następny w tej serii tank Mark IV posiadał mocniejszy silnik i w wersji „tadpole” dłuższy kadłub. Był to najliczniej produkowany typ angielskiego tanka (1015 sztuk). Tanki Mark V (400 sztuk), VI (1 sztuka) i VII (3 sztuki) produkowano w niewielkich ilościach i testowano, a wprowadzony do uzbrojenia w 1918r. Mark VIII Liberty Tank (efekt współpracy konstruktorów angielskich i amerykańskich) wyprodukowano jedynie w ilości 7 sztuk.
Mark IV Tadpole

13. Mark IV Tadpole z moździerzem jako uzbrojeniem dodatkowym (widok z tyłu)


Dane taktyczno-techniczne Mark IV
Długość kadłuba	8,05m
Szerokość	4,11m
Wysokość	2,49m
Masa	28t – 30t
Prędkość maks.	do 6,3km/h
Zasięg	do 56km
Uzbrojenie główne	2 armaty 57mm
Uzbr. pomocnicze	4 km  7,92mm
Opancerzenie	do 12mm
Silnik	gaźnikowy 125KM
Załoga	8 żołnierzy



Mark V

14. Mark V z 1918r. pierwszy z angielskich tanków z planetarnymi mechanizmami skrętu, dzięki którym tylko kierowca (bez pomocy innych członków załogi) mógł realizować skręty (tych skrętów proszę nie kojarzyć z dragami? )





Dane taktyczno-techniczne Whippet
Długość kadłuba	6,08m
Szerokość	2,62m
Wysokość	2,75m
Masa	14t
Prędkość maks.	do 13km/h
Zasięg	do 130km
Uzbrojenie główne	
Uzbr. pomocnicze	4 km  7,92mm
Opancerzenie	do 14mm
Silnik	2 gaźnikowe 45KM każdy
Załoga	3 żołnierzy

W ślad za angielskimi konstruktorami wojskowymi w grudniu 1915 roku Francuzi przystąpili do projektowania i budowy char mitrailleur, czyli czołgu. Generał Jean-Baptiste Estienne zaproponował Louisowi Renault opracowanie projektu i wykonanie prototypu ciężkiego czołgu, jednak w związku z jego odmową projekt został zrealizowany przez firmę Schneider – Creusot (400 sztuk ). W wyniku tego w 1917r. pojawiły się francuskie 14 tonowe Schneidery CA1 uzbrojone w 75mm armatę i 2 km-y, z silnikiem spalinowym i transmisją elektryczną oraz siedmioosobową załogą. Drugim typem czołgu ciężkiego był 22 tonowy ST.Chamond uzbrojony w armatę 75mm i 4 km-y (załoga 9 żołnierzy) również z transmisją elektryczną. Zaprojektowany był przez inż.M.Bretona i płk.Rimailho i zamówiony w ilości 400 sztuk w fabryce ST.Chamond. Oba te czołgi charakteryzowały się bardzo krótkimi gąsienicami i wystającym poza nie kadłubem, co powodowało liczne ugrzęźnięcia w lejach, transzejach i przy pokonywaniu naturalnych przeszkód terenowych. Trzecim francuskim czołgiem był 6,5 tonowy Renault FT1917 wyposażony w obrotową wieżę z armatą kalibru 37 mm lub jednym km, obsługiwany przez dwuosobową załogę, którego prototyp przetestowano w październiku 1917r. (pod koniec wojny wyprodukowano też niewielką ilość Renault FT1917 z armatą kalibru 75mm). Początkowo złożono zamówienie na 150 sztuk, które powiększono do 7820 sztuk, ale ze względu na ograniczone możliwości produkcyjne do końca wojny wyprodukowano 3177 czołgów Renault. Był pierwszym masowo produkowanym czołgiem wieżowym i posiadał konstrukcję uznawaną dzisiaj za „klasyczną”, czyli silnik z tyłu, przedział kierowania z przodu i uzbrojenie w obrotowej wieży w pośrodku kadłuba. Zastosowano też częściową amortyzację, co poprawiło „warunki pracy” załogi.

Schneider CA1

Schneider CA1


Dane taktyczno-techniczne Schneider
Długość kadłuba	5,90 do 6,30m
Szerokość	1,97 do 2,05m
Wysokość	2,30 do 2,35m
Masa	14t
Prędkość maks.	do 6,7km/h
Zasięg	do 75km
Uzbrojenie główne	armata 75mm
Uzbr. pomocnicze	2 km  7,92mm
Opancerzenie	do 24mm
Silnik	gaźnikowy 60KM
Załoga	7 żołnierzy
Druga wersja

St.Chamond druga wersja


Dane taktyczno-techniczne ST.Chamond
Długość kadłuba	7,91m (z armatą 8,83m)
Szerokość	2,67m
Wysokość	2,10 do 2,36m
Masa	23t
Prędkość maks.	do 8,5km/h
Zasięg	do 60km
Uzbrojenie główne	armata 75mm
Uzbr. pomocnicze	4 km  7,92mm
Opancerzenie	do 17mm
Silnik	gaźnikowy 90KM
Załoga	9 żołnierzy
Ft. 17

Renault Ft.1917


Dane taktyczno-techniczne Renault Ft.1917
Długość kadłuba	4,10m (calkowita 4,94m)
Szerokość	1,74m
Wysokość	2,14m
Masa	14t
Prędkość maks.	do 7,8km/h
Zasięg	do 60km
Uzbrojenie główne	armata 37mm lub km 7,92mm
Uzbr. pomocnicze	
Opancerzenie	do 16mm
Silnik	gaźnikowy 39KM
Załoga	2 żołnierzy

Nie sposób nie wspomnieć o rewelacyjnym włoskim czołgu ciężkim Fiat 2000, który w 1917r. zaprojektowany i zbudowany został z prywatnej inicjatywy firmy Fiat. W momencie powstania był to niewątpliwie najbardziej zaawansowany pod względem konstrukcyjnym i technicznym czołg na świecie. Główne uzbrojenie, krótkolufową armatę 65 mm, umieszczono w obrotowej wieży, dodatkowe uzbrojenie stanowiło aż sześć km-ów umieszczonych wokół pojazdu w taki sposób, że prawie nie było martwego pola ostrzału. Łącznie zbudowano sześć czołgów tego typu. Czołg nie zdążył wziąć udziału w I wojnie światowej, ale na uzbrojeniu armii włoskiej pozostał aż do połowy lat 30.

A7V

Panzer A7V widok z lewej strony


Dane taktyczno-techniczne A7V
Długość kadłuba	7,35m
Szerokość	3,06m
Wysokość	3,30m
Masa	32t
Prędkość maks.	do 9km/h
Zasięg	do 35km
Uzbrojenie główne	armata 57mm
Uzbr. pomocnicze	6 km
Opancerzenie	do 30mm
Silnik	2 gaźnikowe 100KM każdy
Załoga	18 żołnierzy
Mark IV w subie niemieckiej

Zdobyczny Mark IV w służbie niemieckiej


Oprócz czołgów na polu walki pojawiły się i inne pojazdy budowane na ich podwoziach. Służyły one do transportu amunicji, paliwa, piechoty, do wykonywania przejść w polach minowych, układania mostów, oraz spełniały rolę wozów zabezpieczenia technicznego, łączności i inne funkcje. Pojazdy te były testowane na poligonach i na polu walki w celu określenia stopnia przydatności dla przyszłych działań bojowych.

Drugą zmorą nękającą załogi była olbrzymia awaryjność sprzętu, a więc konieczność wiecznych napraw i remontów, które w warunkach polowych w niewielkiej odległości od nieprzyjaciela były katorgą. Koszmarne warunki panowały też we wnętrzach ówczesnych czołgów – do zmiany kierunku jazdy tych nieruchawych i awaryjnych potworów napędzanych dwoma silnikami (każdy silnik jedną gąsienicę) potrzeba było wysiłku i zgrania działań paru członków załogi. Nie było również wyodrębnionego przedziału kierowania, przedziału bojowego i przedziału silnikowego, więc silniki, skrzynie biegów, wały napędowe, sprzęgła itd. znajdowały się w bezpośrednim pobliżu stanowisk załogi, zatruwając ją spalinami i dobijając wysoką temperaturą. Jeżeli do tego dołożyć jeszcze smród prochu nitrocelulozowego (zapach zepsutych jaj i amoniaku) wypełniającego wnętrze czołgu po każdym wystrzale (przy bardzo słabej wentylacji wnętrza) to można sobie wyobrazić jak te wieloosobowe załogi wyglądały po walce.

W czołgu

54. Wnętrze czołgu ST.Chamond. Na zdjęciu strzelec boczny, z przodu obsługa działa 75mm i z lewej (wysoko) kierowca czołgu





W srodku

59. Wnętrze tanka Mark V – widoczne stanowisko kierowcy





W srodku FT 17

62. Renault FT1917 – przez trójdzielny otwarty właz kierowcy widać ciasnotę panującą we wnętrzu, jednak silnik jest już oddzielony od załogi przegrodą, u góry otwarty dwudzielny właz wieżyczki (wieża w położeniu: lufa skierowana do tyłu)


Bitwa nad Sommą, która trwała od 1 lipca do 18 listopada 1916 roku jest nazywana pyrrusowym zwycięstwem aliantów, ponieważ główny cel ofensywy – wykrwawienie armii niemieckiej i odciążenie sojuszników – został częściowo osiągnięty, ale za cenę własnych, wysokich strat. W bitwie tej 15 września po raz pierwszy w wojnie Brytyjczycy użyli tanków. Wtedy też szala zwycięstwa w walkach pod Courcelette, Martinpuich i Flers przechyliła się na stronę Brytyjczyków, a Niemcy zostali zdziesiątkowani przez silny ogień artyleryjski jak również przez brytyjskie tanki. W pierwszym historycznym ataku tanków użyto 49 Mark I, z których aż 17 zepsuło się w czasie marszu na rubież wyjściową do natarcia. Z pozostałych 32 Marków I, które ruszyły do natarcia 5 ugrzęzło w lejach, a 9 zostało unieruchomionych w wyniku awarii. Pozostałe 18 tanków pociągnęło za sobą piechotę i posunęło się kilka kilometrów naprzód niszcząc zasieki, kilkanaście gniazd karabinów maszynowych i biorąc do niewoli kilka tysięcy jeńców.

Ilustracja z gazety

63. Rysunek z ówczesnej prasy przedstawiający Mark I i piechotę w bitwie nad Sommą


Kolejnymi większymi bitwami z użyciem tanków typu Mark były: rozpoczęta 9 kwietnia 1917r. bitwa pod Arras oraz rozpoczęta 31 lipca 1917r. bitwa pod Ypres, w której brało udział aż 216 tanków. Obie skończyły się sukcesem broni pancernej, ale jak zwykle niewykorzystanym przez dowództwo.

Ostatnią, wyjątkowo skuteczną akcją zaczepną na dużą skalę było angielskie natarcie pod Cambrai (20.11 -06.12.1918r.). W pasie o szerokości 16 kilometrów na pozycje niemieckie ruszyło 436 tanków i piechota poprzedzane wałem ogniowym artylerii. Tankami osobiście dowodził gen.Elles z tanku Hilda znajdującego się w środku pancernego ugrupowania. Dzięki uzyskanemu zaskoczeniu krótkotrwałym przygotowaniem artyleryjskiemu, użyciu tanków w ścisłym współdziałaniu z piechotą, silnemu wsparciu artylerii (wał ogniowy) i lotniczemu Brytyjczycy w ciągu kilku godzin włamali się na głębokość do 8 km w pasie o szerokości 22 km. Brak odpowiednio dużych sił i odwodów oraz nieudolne dowodzenie uniemożliwiło wyzyskanie sukcesów osiągniętych przez tanki. W wyniku niemieckich przeciwuderzeń wojska angielskie zostały zatrzymane, następnie zepchnięte na pozycje wyjściowe ponosząc duże straty w tankach. Należy dodać, że paniczny strach żołnierzy niemieckich przed tankami został już wyeliminowany. Doskonale wyszkolone grupy szturmowe niemieckich żołnierzy, wyposażone w miotacze ognia, wiązki granatów ręcznych nieźle sobie radziły z tankami w momencie przekraczania przez nie okopów. Coraz lepiej radziła sobie również artyleria niemiecka. Mało znanym faktem jest to, że pod Cambrai dwa dobrze ustawione i zamaskowane działa niemieckie na pozycji pod Flesquieres w dniu 20 XI 1917, zniszczyły w krótkim czasie 15 czołgów angielskich typu Mark.

Ilustracja

64. Rysunek z ówczesnej prasy przedstawiający tank Mark w bitwie pod Cambrai


W kwietniu 1917 r. pod dowództwem gen. Nivelle armia francuska rozpoczęła ofensywę wiosenną z celem zajęcia Laon i Saint Quentin. Dnia 16 IV użyto pod Berry-au-Bac 121 czołgów Schneider CA1, które miały umożliwić piechocie zdobycie pierwszej, drugiej i trzeciej linii okopów niemieckich. Rzucone do natarcia czołgi nie mogły bez pomocy piechoty przekroczyć już pierwszej linii okopów, a stanęły zupełnie przed drugą linią, nie zagrażając 3-ciej linii nawet swym ogniem. Natarcie zakończyło się porażką - stracono 81 (inne źródła podają 76) czołgów Schneider rozbitych przez niemiecką artylerię, ugrzęzłych w lejach i transzejach lub unieruchomionych z powodu defektów mechanicznych Cóż się okazało? Otóż Niemcy przygotowali się na przyjęcie czołgów, rozszerzając swe okopy ponad 1.8 m szerokości, gdyż taką szerokość rowu mogły w tym czasie czołgi przekraczać.

Francuzi po usunięciu wad konstrukcyjnych, stwierdzonych w czasie dotychczasowego użycia czołgów, użyli znów w dn. 23 X 1917 5 czołgów Schneider CA1 i ST.Chamond w bitwie pod Malmaison. Czołgi podprowadzono pod pozycję skrycie, pod osłoną ognia artylerii. Skuteczność ich użycia była bardzo duża, wszędzie gdzie pojawiły się one, swą obecnością wywoływały popłoch i panikę w szeregach niemieckich. Podobnie było pod Villes-Cotteres w lipcu 1918r. gdzie nacierające wraz piechotą Schneidery i ST.Chamondy odniosły sukcesy.

Ilustracja wojenna

65. Rysunek z ówczesnej prasy przedstawiający Schneider CA1 w natarciu


Czołgu Renault FT1917 po raz pierwszy użyto w walce 31.05.1918r do wsparcia natarcia marokańskiej piechoty pod Foret de Retz, gdzie działając w rozproszeniu w szykach piechoty nie odniosły one spodziewanych sukcesów. W końcowym okresie wojny francuskie czołgi brały jeszcze udział w walkach pod Soissons (18.07-20.08.1918r.), Crecy-au-Mont (28.08-14.09.1918r.), St. Michel (12.09-16.09.1918r.), Champagne (26.09-3.10.1918r.), Meuse – Argonie (26.09- 9.11.1918r.), Flandres (26.09-20.10.1918r.) i St. Quentin (17.10-20. 10.1918r.).

Kolumna FT 17

67. Rysunek z ówczesnej prasy przedstawiający kolumnę czołgów Renault Ft 1917 i zajmującą stanowisko ogniowe ciężką artylerię


Niemieckie panzry pierwszy raz weszły do walki 21 marca 1918 w rejonie St. Quentin. Po rozpoczętym o godzinie 4:50 wielogodzinnym artyleryjskim przygotowaniu natarcia Sturmpanzerwagen Abt.1 wraz z 36DP ruszył do boju osłabiony o jeden wóz, który się zepsuł już na rubieży wyjściowej. Z pozostałych czterech panzrów A7V dwa następne zepsuły się jeszcze przed przekroczeniem linii własnej piechoty. Pozostałe dwa A7V "Gretchen" i "Mephisto" przekroczyły linię własnych okopów po moście zbudowanym przez saperów i ruszyły wraz z piechotą do natarcia. W związku z tym, że A7V zostały przydzielone do batalionów piechoty (po jednym na batalion), a trzy z nich się zepsuły – tylko dwa bataliony piechoty były wspierane przez panzry, co znacznie osłabiło ich uderzenie. Pomimo tego wszystkiego debiut był udany i natarcie zakończyło się sukcesem - "Gretchen" i "Mephisto" przy wsparciu piechoty wdarły się do alianckich okopów i wzięły do niewoli setki jeńców.

W kwietniu 1918r. Sturmpanzerwagen Abt.1, 2 i 3 zostały przetransportowane koleją w rejon planowanego natarcia pod Villers-Bretonneux. Jeszcze przed załadunkiem zepsuł się „Hagen” (po naprawie zmieniono mu nazwę na „Adalbert”), a w trakcie załadunku na platformę uszkodzeniu uległ „Heiland”, tak że w rejon natarcia dotarło 13 A7V. 24 kwietnia o godzinie 6:45 (po dwugodzinnym artyleryjskim przygotowaniu natarcia) panzry przydzielone do trzech grup uderzeniowych ruszyły w stronę okopów alianckich osłabione jednak utratą jednego wozu, w którym zepsuł się silnik. W gęstej mgle natarcie rozwijało się wolno, a większość A7V utraciła kontakt ze swoją piechotą. W końcu piechota niemiecka nawiązała kontakt z wrogiem, a 12 wozów A7V krążyło przed okopami angielskimi i niszczyło ogniem dział i karabinów maszynowych piechotę angielską. Gdy mgła całkowicie opadła i przywrócono współdziałanie z piechotą, oddziały niemieckie wdarły się na głębokość 3km i zdobyły Villers-Bretonneux. W czasie walk w "Gretchen" przegrzał silnik i musiał się wycofać podobnie jak trafiony dwoma pociskami „Herkules". "Mephisto" trafiony pociskiem artyleryjskim wpadł do leja i wywrócił się (w trakcie obrony panzra poległ jego dowódca Lt.Stein), a „Elfriede” wywrócił się w trudnym terenie. W trakcie dalszych walk "Nixe" natknął się w okolicach Cachy na trzy angielskie tanki typu Mark IV z których dwa były uzbrojone jedynie w km-y (wersja female) i jeden uzbrojony w dwie armaty kal. 57mm (wersja male). W walce ”Nixe” zniszczył dwa Mark IV female, lecz został trafiony przez trzeci wóz z uzbrojeniem armatnim i uszkodzony wycofał się do własnych linii (widocznie w tamtych czasach nie wpajano czołgistom świętej zasady, że najpierw niszczy się cele przeciwpancerne, a dopiero później pozostałe). Także A7V "Siegfried" natknął się na siedem tanków typu Whippet, które zaatakowały maszerującą niemiecką 77D.rez. piechoty. Celnym ogniem „Siegfred” zniszczył trzy Whippety, a pozostałe wycofały się nie mając szans na podjęcie z nim równorzędnej walki (Whippety były uzbrojone tylko w km-y). Pomimo utraty dwóch A7V (przewrócony „Elfriede” został zdobyty przez aliantów i „Nixe” rozebranego na części zamienne) było to wielkie zwycięstwo Panzerwaffe i pierwsza odnotowana potyczka pancernych kolosów. 31 maja 1918r. był dla niemieckich A7V i ich załóg dniem wyjątkowo pechowym. Tego dnia pod Reims pięć panzrów zajęło pozycje wyjściowe do natarcia. Dwa z nich zostały uszkodzone na pozycjach wyjściowych, „Nixe II” i „Lotti” zniszczyła artyleria, więc ostatni sprawny A7V „Alter Fritz” przerwał atak i wycofał się na pozycje wyjściowe. 31 sierpnia 1918r. mocno już przetrzebione Abt 1 i 2 miały wspierać atak 16 bawarskiej DP pod Fremicourt. Z powodu złej organizacji atak zakończył się totalną klęską. A7V "Schnuck" został trafiony przez własną artylerię a "Hagen" zaklinował się podczas jego wymijania, "Herkules" został trafiony bombą lotniczą a "Wotan" unieruchomiony awarią silnika. W efekcie tego "Herkulesa" rozebrano na części zamienne a "Schnuck" i "Hagen" zdobyte zostały przez piechotę nowozelandzką. 11 października 1918r. po załamaniu się frontu niemieckiego na północ od Cambrai, ostatnie pięć panzrów A7V "Gretchen", "Siegried", "Heiland", "Alter Fritz" i "Wotan" atakując pojedynczo przez 8 godzin powstrzymywało kawalerię i piechotę aliantów. Umożliwiło to piechocie i artylerii niemieckiej na uporządkowany odwrót na nowe rubieże obronne. W tych brawurowych działaniach stracono bezpowrotnie tylko jeden wóz – „Alter Fritz”, który w czasie walki został rozbity ogniem artylerii. Ranna załoga przed wycofaniem się wysadziła go. Była to ostatnia walka niemieckich panzrów w tej wojnie.

Ilustracja z niemieckiej prasy

68. Rysunek z ówczesnej prasy przedstawiający potyczkę A7V z Mark IV


Z powyższego wynika, iż w I Wojnie Światowej więcej czołgów zostało czasowo unieruchomionych na wskutek awarii technicznych, wywróceń lub ugrzęźnięć w lejach niż w wyniku oddziaływania nieprzyjaciela. Nie mniej, część unieruchomionych czołgów zostawała zniszczona ogniem wrogiej artylerii,

Wywrócony A7V

Wywrócony A7V

lub zdobyta przez piechotę przeciwnika. Los załóg unieruchomionych czołgów był różny. Zazwyczaj załogi usiłowały naprawić uszkodzenie lub oczekiwały na pomoc techniczną broniąc swojego czołgu przed piechotą nieprzyjaciela, czasem wycofywały się pod naporem nieprzyjaciela, a czasem ginęły w ogniu artylerii i od kul piechoty.


Czekając na naprawe

70. Mark IV z pękniętą gąsienicą, oczekujący na pomoc techniczną

Załogi, którym udało się uniknąć awarii technicznej bądź unieruchomienia czołgu w lejach i transzejach brały udział w natarciu. Czołgi zazwyczaj torowały drogę piechocie niszcząc gniazda wrogich karabinów maszynowych ogniem dział i paraliżując ogniem swoich km-ów strzelców przeciwnika. Po przekroczeniu (często z pomocą łopat własnej piechoty) pierwszych okopów sunęły ku kolejnym liniom obrony przeciwnika. Załogi czołgów mogły nie obawiać się ognia zwykłych karabinów lub karabinów maszynowych. Niebezpieczne dla nich były w przypadku oderwania się od własnej piechoty grupy szturmowe przeciwnika, wyposażone w wiązki granatów i miotacze ognia (Flammenwerfer). Śmiertelnie niebezpieczna była też artyleria strzelająca ogniem na wprost i ciężka artyleria strzelająca ogniem pośrednim i stawiająca zapory ogniowe. Mniejszym zagrożeniem było lotnictwo przeciwnika.

Zdobywanie czołgu oczami artysty.

72. Tak początkowo wyobrażano sobie w Niemczech zdobywanie angielskiego Mark I

Wszystkie czołgi okresu I Wojny Światowej zbudowane były z pancernych płyt przynitowanych, a miejscami przyśrubowanych do stalowych ram. Nity te i śruby stanowiły śmiertelne zagrożenie dla załóg, ponieważ w momencie ostrzału z wielkokalibrowych karabinów maszynowych, lub uderzenia odłamku pocisku artyleryjskiego w pancerz czołgu, nity i śruby pękały i raziły załogę jak kule karabinowe. Największym jednak wrogiem czołgów i ich załóg była artyleria strzelająca ogniem na wprost – Niemcy do zwalczania alianckich tanków używali m.innymi armat przeciwlotniczych montowanych na ciężarówkach. Ze względu na słabe pancerze każde bezpośrednie trafienie pociskiem artyleryjskim (Volltreffer) kończyło się zniszczeniem wozu i śmiercią jego załogi, a często zapłonem benzyny i eksplozją amunicji, która rozsadzała czołg. Pocisk zazwyczaj wyłamywał duży kawał pancerza i wraz z nim wpadał do wnętrza czołgu zabijając załogę. Niebezpieczny był też dla czołgów i ich załóg ruchomy ogień zaporowy ciężkiej artylerii, ponieważ wybuch pocisku o kalibrze większym niż 100mm w odległości paru metrów od czołgu powodował jego przewrócenie i zapalenie. O skutkach bezpośredniego trafienia lepiej nie pisać. Dużym zagrożeniem były też utworzone przez Niemców w 1917r. grupy szturmowe tzw. „łowców czołgów” w skład których wchodzili najlepsi żołnierze – ochotnicy. Grupy szturmowe wyposażone w wiązki granatów ręcznych i miotacze ognia (Flammenwerfer) przesuwały się w okopach w kierunku nadchodzących czołgów. W chwili przekraczania przez czołg transzeji obrzucano go wiązkami granatów ręcznych i jednocześnie zapalano z miotacza ognia. Podobny los czekał czołgi, które oderwały się od piechoty oraz uszkodzone lub ugrzęzłe w terenie.

Renault FT1917 po bezpośrednim trafieniu

73. Renault FT1917 po bezpośrednim trafieniu i eksplozji amunicji


Zniszczony bezpośrednim trafieniem Renault FT1917

74. Zniszczony bezpośrednim trafieniem Renault FT1917 wersja z armatą 75mm, widoczne ubytki pancerza w kadłubie i wieży, prawdopodobnie załoga nie przeżyła


Wraki Mark IV pod Cambrai

75. Wraki Mark IV pod Cambrai


Zwłoki amerykańskiego czołgisty i wrak Schneidera

76. Zwłoki amerykańskiego czołgisty i wrak Schneidera (z zerwanym górnym pancerzem) uszkodzonego ogniem artylerii i dobitego przez piechotę niemiecką granatami ręcznymi


Zwłoki czołgisty w rozbitym Marku

77. Zwłoki czołgisty w rozbitym Marku


Zwłoki czołgisty angielskiego

78. Zwłoki czołgisty angielskiego przy rozbitym Marku


Mark IV zniszczony granatami ręcznymi

79. Mark IV zniszczony granatami ręcznymi i miotaczem ognia, obok zwęglone zwłoki czołgisty


Zniszczony z miotacza ognia Mark

80. Zniszczony z miotacza ognia Mark i zwłoki spalonego czołgisty


Patrząc na zdjęcia zabitych żołnierzy tamtej straszliwej wojny, każdy odczuwa to samo. A trzeba wiedzieć, że w Europie powołano pod broń ok. 65 mln ludzi, a życie straciło ok. 8,7 mln żołnierzy, w tym: 1,9mln. armii niemieckiej, 1,7mln. armii rosyjskiej, 1,39mln. armii francuskiej, 1mln. armii austro-węgięrskiej, 910tys. armii brytyjskiej, 496tys. armii włoskiej, 400tys. armii serbskiej, 400tys. armii tureckiej, 158tys. armii rumuńskiej, 114tys. armii amerykańskiej, 100tys. armii bułgarskiej, 44tys. armii belgijskiej, ponad 12tys. armii greckiej. Inne ofiary — rozstrzelani lub powieszeni ponad 60tys., do tego trzeba dodać zmarłych wskutek głodu i epidemii oraz ofiary masowych mordów (Ormian w Turcji). Ogółem straty w ludności wyniosły ok. 12 mln osób.

By nadać suchym faktom i dokumentalnym zdjęciom trochę artyzmu, pozwalam sobie zamieścić poniżej nowelę w trzech odsłonach VILLERS – BRETONNEUX autorstwa pana Pawła Kowala i dodatkowo opatrzyć ją zdjęciami… .

AKT PIERWSZY: GODZ. 7.40,

ANGIELSKIE POZYCJE OBRONNE NA SKRAJU LASU BOIS D`AQUENNE.

Trzęsąc się z zimna w białych oparach poranka, stoi na okopowej czujce intensywnie wpatrując się w pofalowany grzbiet leżącego naprzeciw wzgórza. Wytęża wzrok i słuch jakby usiłował odgadnąć, czy dochodzące zza niego nieznajome odgłosy mogą oznaczać niebezpieczeństwo. Przeklęta mgła ! Nie dosyć, że podstępnie wysysa z ciała rozpaczliwie chronione płaszczem koloru khaki ciepło i przenika wilgocią do szpiku kości, to jeszcze poważnie ogranicza widoczność, wywołując osobliwe omamy słuchowe. Nie sposób właściwie ocenić odległości od źródła dźwięku, raz zbliża się ono, raz oddala - może się równie dobrze znajdować o sto jardów, a może o dwie mile stąd. On, żołnierz Wielkiej Wojny, a jeszcze niedawno dobrze rokujący nauczyciel szkoły powszechnej z Leicestershire, jest jednym z nielicznych już weteranów ochotniczego zaciągu Kitchenera. Ochotniczego ! - zżyma się cały wewnętrznie ilekroć o tym pomyśli, przeklina własną głupotę. Już dawno przestał wierzyć w szlachetną misję obrony cywilizacji przed "barbarzyńskimi Hunami" - kiedy? Może w trakcie pierwszego huraganowego ognia, przeżytego w rozoranej granatami transzei? Może widząc skurczone postaci w mundurach feldgrau wyciągające z bagnistego leja rannego Anglika - ratując go tym samym od straszliwego końca? Chyba jednak wtedy, pod Guillemont, gdy oficerowie o wykrzywionych uporem twarzach posyłali ich fala za falą - na nieuchronną śmierć ! Tylu chłopaków poszło ! I po co ? (podnieca się cały w myślach) Niemcy nigdy nie były naszym wrogiem, nigdy ! Co innego Francja, z nią stale toczyliśmy wojny. Cholerne żabojady, niech sami walczą o tą przeklętą Alzację ! Albo ci Belgowie - co to właściwie za naród ? Pół Niemcy, pół Francuzi - i jeszcze mają czelność się stawiać ! Nie mogli przepuścić Prusaków w 1914 ? Nie byłoby tego wszystkiego...Chaotyczne rozważania przerywa wzmożony ryk z lewej strony wzgórza. Ogromne cielsko stalowego potwora kołysząc wytacza się na otwartą przestrzeń. Upiornie błyska w mgielnych oparach widniejąca na przednim pancerzu czaszka, niczym nagrobne epitafium staje w oczach przerażonego żołnierza ogromny, czarny krzyż patee. On, uczestnik tylu mrożących krew bitew materiałowych doświadcza teraz nowej, tym straszniejszej, że niespodziewanej grozy – jakże często odczuwanej wcześniej przez żołnierzy niemieckich. Tymczasem chrzęszcząca i rycząca maszyna przedarła się przez pierwsze przeszkody, ciągnąc za sobą porwane jak pajęczyna zasieki. Zanim zdążył otrząsnąć się z paraliżującego ruchy wrażenia, wymiatająca okop seria z bocznego kulomiotu przepłynęła po nim wyrywając w bezbronnej piersi dwie straszliwe rany. Nim impet uderzenia cisnął jego ciałem na gliniaste dno okopu, gasnąca nagle świadomość zarejestrowała ostatni w życiu obraz - zbliżający się, biały napis: GRETCHEN ...

AKT DRUGI: GODZ. 9.05, TEREN NA WSCHÓD OD CACHY.

Dwa "żeńskie" tanki Mark IV pełzną powoli przez lekko pofalowaną równinę w pobliżu Cachy. Ich załogi mają dziś dobry dzień, niespełna kwadrans temu rozbiły napotkany oddział nieprzyjaciela - dwie kompanie piechoty może przeciwnik skreślić ze stanu osobowego. Teraz jednak, w oddali dostrzegają ogromną, nieznaną im sylwetkę. Czarne krzyże nie pozostawiają miejsca na wątpliwości - to wróg ! Szybka narada dowódców i równie błyskawiczna decyzja - atakujemy ! Ufni w liczebną przewagę i rozochoceni wcześniejszym sukcesem rozpoczynają powolne manewry okrążające, nie mogli wszakże wybrać gorzej. Ich przeciwnik to NIXE z Drugiego Oddziału Czołgów, przeciwpancerne pociski kulomiotów niczym groch odskakują od jego potężnego pancerza. Niemiec z całkowitym spokojem wykorzystuje przewagę uzbrojenia, kolejno niszcząc oba pojazdy wroga. "Pokazaliśmy im ! Za Sommę, za Cambrai !" - załoga przekrzykuje panujący we wnętrzu huk. Spod masek ochronnych błyskają białe zęby, ożywiają się zlane potem, ogorzałe od straszliwego żaru i osmolone gryzącym dymem twarze. Ani dowódca czołgu leutnant Blitz, ani jego dzielna załoga nie przeczuwają, że właśnie zapewnili sobie trwałe miejsce w historii sztuki wojennej - pierwsi zwycięzcy w pancernym pojedynku, to świat zapamięta. Następnie suną dalej, drogą w kierunku Cachy. Następny przeciwnik podejmuje wyzwanie - tym razem pojedynczy, lecz za to "męski" Mark IV - złowrogo czernieją otwory sterczących z bocznych sponsonów armat. A więc jeden na jeden. Rozpoczynają się teraz manewry w celu uchwycenia dogodnej do oddania strzału pozycji. Oba czołgi wykonują długą sekwencję dziwnych, pozornie bezsensownych zwrotów i ruchów w terenie. Postronny obserwator nie miałby pojęcia, ile skomplikowanych czynności muszą wykonać ukryte w pojazdach załogi, aby zrealizować najprostszy choćby skręt, skuteczny najazd na przeciwnika. Choć szybkość i zwrotność zdecydowanie działają na korzyść "Nixe", jego adwersarz ma nie byle jaki atut - dwa, rozmieszczone po bokach działa dają w efekcie znacznie większe kąty ostrzału niż te, którymi dysponuje Niemiec. Zanim "Nixe" zdąży się korzystnie ustawić w terenie, już otrzymuje trzy celne trafienia w kadłub. Straty wśród członków załogi podpowiadają, iż trzeba szybko umykać z walki, dopóki można to jeszcze zrobić o własnych siłach. Wytężona praca silników Daimlera zagłusza jęki rannych żołnierzy, postaci w niebieskich, azbestowych kombinezonach czerpią paskudną, chłodzącą kulomioty wodę i podają cierpiącym towarzyszom. Wycofując się z pola walki Blitz z wdzięcznością myśli o technikach firmy Roechling, którzy opancerzali "jego" maszynę: Gdybyśmy mieli jeden z tych pancerzy od Kruppa, już byłoby po nas ! - krzyczy w kierunku kierowcy. Ten go wszakże nie słucha, jest całkowicie pochłonięty wyszukiwaniem bezpiecznego toru jazdy w terenie. Tymczasem rozzuchwalony Anglik puszcza się w pogoń za nimi. Choć jest o połowę wolniejszy i nie ma żadnych szans by dogonić A7V, szczęście mu dopisuje. Napotyka kolejny czołg przeciwnika, tym razem jest to ELFRIDE . Oba pojazdy ponownie rozpoczynają znane nam już manewry, przypominające taniec mamutów na rozoranej ziemi. Niestety, kierowca "Elfride" popełnia fatalny błąd - próbując zbyt szybko wyjść na pozycję do strzału wjeżdża na niestabilny teren, doprowadzając do przewrócenia pojazdu. Walka się kończy, nim się naprawdę zaczęła odbierając analitykom wojskowym niepowtarzalną okazję weryfikacji bojowych możliwości obydwu konstrukcji.

AKT TRZECI: GODZ. 11.20, DROGA DO CACHY W PASIE DZIAŁANIA

77 DYWIZJI REZERWOWEJ.

>Rozkaz: "Zająć Cachy !" Więc idą. Powoli, ubezpieczoną kolumną, morze stalowych hełmów, las połyskujących bagnetów. Wiadomo - Befehl ist Befehl - inaczej być nie może. Kroczą ciężko, kroczą ospale, twarze zmęczone, zrezygnowane. Niektóre już stężałe w napięciu, zwiastującym bliskość pozycji wroga - z chorobliwie błyszczącymi oczami. Tam, w oddziałach szturmowych panuje niewyczerpany entuzjazm, wola walki i wiara w ostateczne zwycięstwo. Tu, w 77 Rezerwowej Dywizji Piechoty nikt nie wyobraża sobie szczęśliwego końca tej zawieruchy. Wolfgang Krause, 42 - letni kamieniarz spod Strzegomia poprawia w marszu ciążący mu ołowiem karabin. Rano widział tych obwieszonych workami na granaty trzonkowe chłopaków, jak ładowali się na ciężarówki w kierunku pozycji wyjściowych do ataku. Zajadali kiełbasę śmiejąc się głośno i przekomarzając, kto pierwszy posra się w spodnie w czasie ataku. Do diabła ! Z jakiego żelaza zostali wykuci ci ludzie ? Potem jego myśl wraca do owej kiełbasy... prawie zapomniał, że jeszcze istnieje coś takiego - nie tylko brukiew i buraki pastewne pod wszelkimi postaciami. Im to dobrze! - mruczy owładnięty nagłym uczuciem zazdrości, po chwili jednak przyznaje w myślach, że woli zajadać buraczany chleb z buraczaną marmoladą (obrzydliwość !), niż wykonywać robotę tamtych... Charakterystyczny klekot kulomiotów, boleśnie się wdziera w świadomość ! Cała kolumna skręca się niczym lina w dłoniach powroźnika, faluje, pęka, kładzie pokotem po obu stronach drogi. Tanki ! Tanki ! Taaaanki ! Straszliwy ten okrzyk, przekazywany kolejno wzdłuż drogi wzbudza zamieszanie w szeregach. Najpierw pojedynczymi grupami, wkrótce całymi oddziałami podają tyły, bezładnie kierując się na widoczną w oddali linię drzew. Nikt już nie słucha nawoływań oficerów, w panice nie pamięta wytycznych o łączeniu granatów w wiązki i ciskaniu pod gąsienice ociężałych potworów. Wreszcie są ! Siedem angielskich Medium A Whippet. Nacierają na rozproszone oddziały, nic nie zdoła zapobiec klęsce 77 dywizji. Krause podnosi wzrok znad krawędzi przydrożnego rowu, akurat w porę by dostrzec eksplodującego Anglika. ... coo jeeest ??! Stalowe pokraki kręcą się teraz zdezorientowane. Kolejny huk - drugi Whippet wylatuje w powietrze. Pięciu jeźdźców apokalipsy zawraca naraz pośpiesznie, za późno jednak! Celowniczy czołgu A7V SIEGFRIED do perfekcji opanował trudną sztukę strzelania z rosyjskiej armaty Sokol. Wiedziony odwiecznym instynktem łowcy wie, że ofiara nie zdoła mu już umknąć ! Nim niezdarnie podskakujące wieżyczki oddalą się na bezpieczną odległość, kolejne dwie z nich zamienią się w metalowe trumny dla swoich załóg. Wkrótce na placu boju pozostaje już tylko ich budzący grozę przeciwnik, wrzaskliwie pozdrawiany przez zbierających się na powrót żołnierzy. Jeszcze pod świeżym wrażeniem spektaklu, który się na jego oczach rozegrał, Krause po raz pierwszy od wielu miesięcy, odważa się pomyśleć: może jednak wygramy tą wojnę? Omiata wzrokiem ziemię w poszukiwaniu zagubionego Mausera, poprawia stalowy hełm na głowie i rusza na spotkanie swojego przeznaczenia... Jest 24 kwietnia 1918 roku, właśnie rozpoczęła się nowa epoka w dziejach wojen, od dziś żadna bitwa nie będzie wyglądać tak samo.
 
  łącznie strone odwiedzilo już 6191 odwiedzający (9994 wejścia)  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja